Antoni Solski

Zielone światło – pushbacki nielegalne

To jest nielegalne, zastanówcie się, co robicie, bo poniesiecie konsekwencje łamania prawa – takie zdanie usłyszałem w telefonie, gdy policjanci i Straż Graniczna zatrzymali do kontroli jedną z osób pomagających ludziom, którym udało się przedrzeć przez polsko-białoruską granicę, podczas ubiegłorocznego kryzysu migracyjnego. Te ostrzeżenia potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku, orzekając, że pushbacki, czyli zawracanie migrantów z terytorium Rzeczpospolitej na Białoruś, były naruszeniem prawa krajowego i międzynarodowych traktatów.

Białostocki sąd rozpatrzył 15 września 2022 r. skargę Irakijczyków, wobec których zastosowano pushbacki. Taką samą skargę złożył Rzecznik Praw Obywatelskich, więc obie sprawy były rozpatrywane łącznie. Sąd jednoznacznie wskazał, że działania polskich służb, zawracających migrantów na Białoruś, były przekroczeniem prawa. Przez wiele miesięcy mówili o tym wcześniej prawnicy organizacji humanitarnych, zaangażowanych w pomoc ludziom uciekającym z krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi lub borykających się z ogromnymi kryzysami społeczno-gospodarczymi. Największe grupy pochodziły z Afganistanu, Iraku, Syrii i krajów afrykańskich.

Dzwonię do znajomej, która zaangażowała się w pomoc tym, którzy przedostali się do Polski z Białorusi. Tym razem odbiera telefon, jadąc samochodem. Opowiada, jakie straszne obrazki widziała od ostatniego razu, gdy rozmawialiśmy.  W pewnym momencie mówi, że właśnie zatrzymuje ją wspólny patrol Straży Granicznej i policji. Telefon został w trybie „głośnomówiącym”, dlatego słyszę całą dyskusję. Kontrola dokumentów, pytania, „co pani tu robi” i tak dalej. Norma, no może niestandardowe jest przeszukanie bagażnika. Rozmowa schodzi na migrantów i jeden z funkcjonariuszy staje się wręcz agresywny. „Działamy zgodnie z prawem” – słyszę jego zimne słowa. W odpowiedzi znajoma precyzyjnie wylicza, które normy łamią i wbrew jakim traktatom międzynarodowym działają. Nie robi to na nim żadnego wrażenia. „Nie ma pani domu, niech pani wraca tam skąd przyjechała i zajmie się mężem, i na tym, na czym pani się zna” – wypala policjant.

Tym działaniem „zgodnym z prawem”, zdaniem funkcjonariusza, ma być postępowanie oparte o wadliwe, jak właśnie uznał białostocki sąd, rozporządzenie MSWiA, wydane „z pominięciem norm hierarchicznie wyższych, w tym przepisów ustawy o cudzoziemcach czy ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP”.

„Czynność zawrócenia (…) do granicy cudzoziemców, którzy nielegalnie ją przekroczyli, została dokonana z naruszeniem prawa”, podkreśliła białostocka sędzia Małgorzata Roleder. Wymieniła obowiązujące w Polsce ustawodawstwo krajowe, Konstytucję, Kartę Praw Podstawowych Unii Europejskiej i Konwencję Genewską.

Straż Graniczna wielokrotnie argumentowała swoje działania tym, że migranci nie zwracali się o ochronę międzynarodową. W tym przypadku sędzia Roleder też nie pozostawiła funkcjonariuszom żadnych wątpliwości. Przypomniała, że nawet jeśli cudzoziemiec nie zadeklarował zamiaru ubiegania się o objęcie go taką ochroną, przeprowadza się kontrolę legalności tego pobytu, ustala się okoliczności przekroczenia granicy i wszczyna postępowanie dotyczące zobowiązania do powrotu. Dopiero po jego prawomocnym zakończeniu, jeśli dana osoba dobrowolnie nie wyjedzie z Polski, można stosować przymus, ale i tak z urzędu trzeba zbadać aspekt humanitarny.

Orzeczenie nie jest prawomocne. Jeśli po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia Straż Graniczna odwoła się, sprawą zajmie się Naczelny Sąd Administracyjny.

Nie chcę rozpatrywać, czy policjantami i pogranicznikami targały jakiekolwiek moralne wątpliwości, gdy bezwzględnie wyrzucali z Polski ludzi, którym ktoś przedstawił nasz kraj jako drogę do „europejskiego raju”. W tej chwili nie myślę o tym, czemu nie przyszło im do głowy, że po drugiej stronie czeka koczowisko nad Bugiem, w lesie, w zimnie, nieraz bez wody i jedzenia, pod butem białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki, który do spółki z Putinem próbował w ten sposób zdestabilizować sytuację w Europie Zachodniej, przykrywając jednocześnie przygotowania do inwazji na Ukrainę.

Na koniec mam jedną sentencję: Ignorantia iuris nocet. Jest skierowana do wszystkich, w tym szefów poszczególnych jednostek Straży Granicznej, którzy pozwalali na bezprawne, według orzeczenia sądu, działania. Każdy, począwszy od najniższego do najwyższego szczebla, służy Rzeczpospolitej, działającej na zasadach demokratycznego państwa prawa. Żadnego ministra nie wolno słuchać, jeśli istnieje choć cień wątpliwości co do jego decyzji. W przypadku uprawomocnienia się białostockiego orzeczenia otworzy się droga do kolejnych postępowań sądowych, także procesów karnych i cywilnych wobec osób, które złamały przepisy. Tak jak ostrzegała moja znajoma, mówiąc: „zastanówcie się, co robicie, bo poniesiecie konsekwencje”.

(fragmenty orzeczenia WSA w Białymstoku na podstawie PAP)