Jawid Momand – 40-letni inżynier elektryk, w latach 2007-2015 asystent attaché wojskowego w Ambasadzie RP w Kabulu, potem asystent ambasadora Piotra Łukasiewicza aż do zamknięcia polskiej placówki po atakach talibów. Gdy talibowie przejęli władzę w Afganistanie, musiał uciekać z rodziną (żoną i sześciorgiem dzieci), groziła im śmierć.

„Gazeta Wyborcza” nr 141 (10029), 20 czerwca 2022 (poniedziałek), s. 12

Jawid Momand

NASZE DZIECI CHCĄ TU ZOSTAĆ

W Polsce zupełnie inaczej niż w Afganistanie wygląda życie kobiet. Cieszymy się, że nasza córka może chodzić do szkoły.

(Wersja elektroniczna: bielskobiala.wyborcza.pl, 20 czerwca 2022: https://bielskobiala.wyborcza.pl/bielskobiala/7,88025,28573867,nasze-miejsce-jest-tam-gdzie-chca-zyc-nasze-dzieci-nie-wiemy.html)

Jawid Momand z rodziną zaraz po przyjeździe do Polski (fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl)

Z Afganistanu ewakuowali nas w sierpniu polscy żołnierze. Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy nam w Polsce pomagają. Otrzymaliśmy tutaj ogromne wsparcie, mieszkania użyczyła nam ewangelicka społeczność w Bielsku-Białej. Jesteśmy muzułmanami, mieszkamy od kilku miesięcy obok kościoła ewangelickiego, przez okno mieszkania widzimy pomnik Marcina Lutra. Myślimy, że choć religie na świecie są różne, to Bóg jest jeden.

Brishna ćwiczy w szkole w chuście na głowie

Polska jest zupełnie inna niż Afganistan, pomiędzy oboma krajami są ogromne różnice kulturowe. Niektóre były dla nas zaskoczeniem. Zupełnie inaczej wygląda na przykład tutaj życie kobiet. Mamy pięciu synów i córkę. Brishna ma teraz 13 lat. Chodzi w Bielsku-Białej do szkoły podstawowej. Bardzo lubi matematykę i zajęcia plastyczne, pięknie rysuje. W szkole została przyjęta ze zrozumieniem, pozwolono jej np. na to, by na zajęciach w-f ćwiczyła w innym stroju niż reszta uczennic, w tradycyjnej chuście na głowie, którą na co dzień nosi.

Jesteśmy dumni z tego, że Brishna tak dobrze sobie radzi z nauką. W Afganistanie też chodziła do szkoły, miała bardzo dobre stopnie. Teraz, kiedy krajem rządzą talibowie, dziewczynki nie mogą chodzić do szkoły, życie kobiet zmieniło się na gorsze.

Chłopcy też dobrze radzą sobie w szkole. Kamila, moja żona, zaczęła się uczyć w Polsce pisać i czytać. Udzieliła nawet wywiadu dla stacji TVN, mówiąc właśnie o tym, że Polska to szansa dla naszej córki.

Musimy w Polsce ułożyć sobie życie w Polsce na nowo, co nie jest łatwe. Jestem inżynierem elektrykiem, w latach 2007-2015 byłem asystentem attaché wojskowego w Ambasadzie RP w Kabulu, potem pracowałem jako asystent ambasadora Piotra Łukasiewicza aż do zamknięcia polskiej placówki po atakach talibów. Mieliśmy w Afganistanie piękny dom, Kamila miała przyjaciółki, z którymi mogła spędzać czas. W Bielsku-Białej jest tylko kilka afgańskich rodzin, więc czuje się tutaj osamotniona.

Oczywiście, odwiedzamy się, ale jednak nie ma tutaj tylu znajomych, ilu miała w Afganistanie. Kamila już w Bielsku-Białej zachorowała na zakrzepowe zapalenie żył, nadal się leczy, dlatego jeszcze bardzo niewiele czasu spędza poza domem. Wiele czasu zajmuje jej też zajmowanie się dziećmi. Nasz najmłodszy syn Mobashir ma dopiero trzy lata, wymaga jeszcze ciągłej opieki.

Chcę otworzyć własną restaurację

W Afganistanie dobrze sobie radziliśmy, mam nadzieję, że w Polsce też nie będziemy musieli korzystać z pomocy. Podjąłem w Bielsku-Białej pracę, w restauracji, ale właściciele zapłacili mi mniej, niż to było na umowie. Chcę założyć w Bielsku-Białej swoją restaurację. Nie zdecydowałem jeszcze, czy to będzie restauracja z kebabem, czy z tradycyjnym afgańskim jedzeniem. Szukam na razie odpowiedniego miejsca.

Znajomi Polacy namawiają nas na kuchnię afgańską. Kamila świetnie gotuje, naszym gościom smakują zwłaszcza placki bolani nadziewane np. gotowanymi ziemniakami albo dynią. Polskiej kuchni jeszcze nie mieliśmy okazji spróbować, nie wszystko możemy jeść, bo islam, podobnie jak judaizm, zakazuje spożywania wieprzowiny, a ona w Polsce jest bardzo popularna.

Jeśli uda mi się otworzyć restaurację, to będę chciał zatrudnić w niej innych Afgańczyków, którzy znaleźli schronienie w Bielsku-Białej. Nie znaliśmy się wcześniej, ale pobyt w ośrodku dla uchodźców sprawił, że teraz jesteśmy jak bracia. Musimy się wspierać. Martwimy się o tych, którym nie udało się jeszcze znaleźć w Polsce miejsca do życia.

Nosiliśmy meble dla uchodźców z Ukrainy

Wspieramy nie tylko „swoich”. Ostatnio z synami kilka razy pomagaliśmy np. nosić meble do mieszkania dla uchodźców z Ukrainy. Oni tak ja my uciekli przed wojną. Na razie, choć jesteśmy w Polsce już tyle miesięcy, musimy załatwiać różne formalności. Okazało się na przykład, że choć mam międzynarodowe prawo jazdy, to w Polsce jest ono nieważne, bo nie mam dokumentu wystawionego w Afganistanie. Załatwienie tego wszystkiego wymaga wizyt w wielu urzędach, na szczęście pomagają nam nie tylko pani Monika, nasza opiekunka z MOPS, ale też wolontariusze.

Bielsko-Biała to piękne miasto, położone w górach. Ostatnio wybraliśmy się z innymi Afgańczykami na wycieczkę na górę Żar z kolejką, elektrownią i górską szkołą szybowcową. Góry przypominają nam nasz kraj. Nie ma tutaj meczetu ani sali modlitw, a my jesteśmy praktykującymi muzułmanami, dlatego na święto Id al-Fitr kończące ramadan pojechaliśmy do Katowic. Tam spotykają się muzułmanie z całego regionu.

Jaka będzie nasza przyszłość? Tego nie wiem. Marzymy oczywiście o tym, by wrócić do Afganistanu, tęsknimy za krajem, zwłaszcza Kamila. Nasze młodsze dzieci napomykają natomiast, że chciałyby zostać już na zawsze w Polsce. Nasze miejsce jest tam, gdzie ich, zamieszkamy tam, gdzie one będą chciały żyć.

Dorastają, będą chciały się z kimś związać, ułożyć sobie przyszłość, a nasza religia zakazuje wiązania się z kimś, kto nie jest muzułmaninem. To już w nieodległej przyszłości może okazać się problemem.