„Gazeta Wyborcza” nr 169 (10361), 22-23 lipca 2023, s. 22-23 (Dział „Nasza Europa”)

Zespół dziennikarzy BIRN (Balkan Investigative Reporting Network)

10 tys. dolarów od osoby

Mur stoi, przemyt ludzi kwitnie

(tytuł w wersji on-line: Mur stoi, przemyt ludzi kwitnie. 10 tys. dolarów od osoby)

19.07.2023, 14:31

https://wyborcza.pl/7,179012,29988979,mur-stoi-przemyt-ludzi-kwitnie-10-tys-dolarow-od-osoby.html

Kiedy szmuglerzy opisują sytuację wahającym się, brzmi to niemal jak piknik. Mówią: „Po prostu przyjedź, a za dwa-trzy dni będziesz w Niemczech”. A nam przejście ostatecznie zajęło pół roku – mówi Kurd, który przez Moskwę, Mińsk i Hajnówkę dotarł do Niemiec.

36-letni Daryan, Kurd pochodzący z Syrii, potrzebował sześciu miesięcy i zaangażowania czterech przemytników, żeby z Bliskiego Wschodu trafić do Niemiec. To właśnie już tam pod koniec czerwca rozmawiał z przedstawicielami BIRN (Balkan Investigative Reporting Network) – grupą bałkańskich organizacji pozarządowych i dziennikarzy. Opowiadając swoją historię, zdobywa się na żart, że „Kurdowie słyną z uporu”.

Daryan siedem razy próbował dostać się do Polski, zanim w końcu mu się udało. Raz użył drabiny, żeby wspiąć się na pięciometrowy mur graniczny zbudowany przez Polaków wzdłuż blisko 200-kilometrowej granicy z Białorusią. Raz go pokonał, ale polscy pogranicznicy wypchnęli go z powrotem przez bramkę w metalowym ogrodzeniu zrobioną właśnie po to – choć oficjalnie została zaprojektowana, by przepuszczać zwierzęta.

Grupa uchodźców pod płotem granicznym w Białowieży, 28 maja 2023 r. (Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl)

Dopiero za siódmym podejściem Daryan i jego towarzysze przeprawili się przez niewielką rzeczkę, która zamiast muru wyznacza granicę między dwoma krajami w głębi Puszczy Białowieskiej. Tym razem wreszcie się udało.

Kiedy szmuglerzy opisują sytuację wahającym się, brzmi to niemal jak piknik – opowiada Daryan. – Mówią: „Nie zastanawiaj się, po prostu przyjedź, a za dwa-trzy dni będziesz w Niemczech”. A nam przejście ostatecznie zajęło pół roku. Kilka razy pobiła nas białoruska straż graniczna, niektórzy przemytnicy po prostu porzucali nas w lasach, kiedy tylko coś zaczynało iść nie tak – wspomina.

Sądząc po światowych nagłówkach, kryzys migracyjny na granicy UE z Białorusią skończył się pod koniec 2021 r., kiedy Komisja Europejska przekonała linie lotnicze i rządy – zwłaszcza bliskowschodnie – by wstrzymały loty do Mińska.

Jednak w rzeczywistości tzw. wschodni szlak lądowy do Europy (według terminologii unijnej agencji granicznej Frontex) nadal funkcjonuje w najlepsze, a migranci dostają dziś najczęściej rosyjskie wizy i lecą do Moskwy, zanim wyruszą dalej w kierunku Mińska, a następnie do Europy, przez granice Białorusi z Polską i krajami bałtyckimi.

Niemieckie landy żądają kontroli granicznych

Według polskiej Straży Granicznej późną wiosną i wczesnym latem każdego dnia rejestrowano od stu do dwustu „nielegalnych prób przedostania się do Polski”. A liczba migrantów, którym przez Polskę udaje się dotrzeć dalej na Zachód, jest tak duża, że dwa niemieckie landy przy granicy z Polską i Czechami (Brandenburgia i Saksonia) poprosiły rząd federalny w Berlinie o przywrócenie stałych punktów kontrolnych na wschodnich granicach Niemiec. Choć rząd pomysł odrzucił, obiecał rozszerzyć kontrole na granicach z tymi krajami.

Z rozmów z działającymi na tej trasie przemytnikami, wywiadów z migrantami i przeglądu mediów społecznościowych, w których reklamują się przemytnicy, byliśmy w stanie odtworzyć działanie siatki szmuglerów i ich wspólników, którzy – za 10 tys. dolarów od osoby – sprowadzają migrantów do Europy przez Rosję i Białoruś.

Przemytnicy spoza Europy, w tym z Bliskiego Wschodu, są w stanie koordynować siatkę miejscowych pomocników, głównie Rosjan i Ukraińców, ale też obywateli innych krajów poradzieckich i wschodnioeuropejskich. Każdy z nich zajmuje się konkretnym odcinkiem trasy, który dobrze zna i na którym ma liczne kontakty.

Kiedy spojrzeć na całość, wygląda to na dobrze ułożony hierarchiczny system: przemytnicy, niczym panowie feudalni, polegają na swoich lokalnych współpracownikach, którzy z kolei zarządzają kolejnymi etapami trasy migrantów.

Trasy migrantów z Moskwy do Europy Zachodniej (BIRN)

Syryjski przemytnik z Moskwy: Przerzucam dziesięć osób dziennie

Aby ktoś taki jak Daryan mógł dostać się z Bliskiego Wschodu do Niemiec przez Rosję i Białoruś, potrzebnych jest co najmniej dwóch przemytników. Jeden organizuje podróż z Rosji na Białoruś, drugi – z Białorusi do Niemiec.

A., syryjski przemytnik działający z Moskwy, opowiada, że za 3,5 tys. dolarów oferuje pakiety obejmujące wizy studenckie albo prywatne zaproszenia do Rosji. Żeby móc wyrabiać wizy, musi współpracować z podmiotami w Rosji – uczelniami wystawiającymi lewe zaświadczenia o przyjęciu na kurs językowy albo z osobami prywatnymi, które ślą listy z zaproszeniem, potrzebnym do zwykłej wizy turystycznej.

Żeby zapłacić za taki pakiet, migrant zwykle deponuje pieniądze w „agencji ubezpieczeniowej” gdzieś na Bliskim Wschodzie, a przemytnik odbiera je, kiedy do biura wpłynie dowód, że jego klient pomyślnie opuścił lotnisko w Moskwie.

A. załatwia też samochód z kierowcą, który odbiera migranta z lotniska i wiezie go do miejscowego hotelu, przy czym szmuglerzy polegają zwykle na wybranych firmach taksówkarskich w stolicy Rosji. A. zapewnia też transport z Moskwy do Mińska – to drugi etap podróży, za który migrant płaci bezpośrednio kierowcy po przybyciu do białoruskiej stolicy. Przejazd kosztuje kolejne 300 dolarów, przy czym – jeśli jednym samochodem jedzie kilku ludzi, mogą podzielić koszty.

Nasze samochody odjeżdżają z Moskwy do Mińska codziennie o godz. 22 – opowiada A. – Mam do dyspozycji wiele samochodów i mogę przewozić nawet ponad dziesięć osób dziennie. Wszyscy moi kierowcy to Rosjanie – dodaje.

Po podróży z Moskwy do Mińska, która trwa 10-12 godzin – między Rosją a Białorusią nie ma kontroli granicznych – migranci są wysyłani do prywatnych kwater załatwionych przez przemytników za typową stawkę dziesięciu dolarów za noc. Ponieważ dziś migranci zwykle nie mają już białoruskich wiz, nie są umieszczani w hotelach, gdzie wymaga się zameldowania.

Po przybyciu do Mińska migrant kontaktuje się z drugim przemytnikiem, który może współpracować z poprzednim i bywa, że nawzajem się polecają, ale nie zawsze tak jest.

Przewodnik w „zakazanej strefie”

B., jemeński szmugler działający między Mińskiem a Niemcami, opowiada, że istnieją dwie opcje podróży. Jeśli migranci nieźle radzą sobie z nawigacją w telefonach, przemytnik wysyła im pinezkę z miejscem po polskiej stronie, gdzie odbiera ich kierowca, który zabiera ich do Niemiec. Jeśli sobie nie radzą, dostają droższą opcję – miejscowego przewodnika.

Granica polsko-białoruska w Kopczanach, 27 maja 2023 r. (Fot. Grzegorz Dąbrowski / Agencja Wyborcza.pl)

Przewodnik nie przyjeżdża po ciebie do Mińska – wyjaśnia B. – Sam musisz się dostać do „zakazanej strefy”, gdzie na ciebie czeka. „Zakazaną strefą” jest oddzielony drutem kolczastym teren przygraniczny po białoruskiej stronie.

Daryan, syryjski migrant, opowiada nam o swoich doświadczeniach z przewodnikami. Pierwszy, którego opisuje jako „Turka”, był bardzo młody i nie znał drogi. Był tak zagubiony, że migranci sami szukali swojej pozycji na telefonach i na dwa dni zgubili się w lesie, ostatecznie nigdzie nie docierając.

Drugim przewodnikiem, zaoferowanym przez innego przemytnika, był starszy Białorusin, który przyniósł ze sobą drabinę i wręczył ją migrantom, bo dla niego była już za ciężka. On wolał użyć drabiny, by pokonać ogrodzenie, ale są też tacy, którzy w konkretnych miejscach wyrywają całe metalowe fragmenty „muru”.

Po każdej nieudanej próbie, po każdym pushbacku, migranci na własną rękę wracają do Mińska, gdzie czekają w swoich kwaterach, aż przemytnik skontaktuje się ponownie, by zaproponować termin kolejnej próby.

W przypadku Daryana dopiero trzeci przemytnik dotrzymał słowa i przerzucił go do Polski. Zaoferował nowego przewodnika, Kurda, który dostarczył łódź i razem z migrantami przekroczył graniczną rzekę.

Daję 90 proc. szansy, że się uda

C., kolejny syryjski przemytnik pracujący na trasie z Mińska do Niemiec, przyznaje, że koordynuje swoje działania z białoruskimi władzami, by uniknąć problemów po białoruskiej stronie. – Mamy trzy umówione godziny, kiedy opuszczamy Mińsk, docieramy do „zakazanej strefy” i przekraczamy granicę – wylicza.

Ponieważ korzysta z tras prowadzących przez rzeki, a nie przez mur graniczny, żąda wyższej opłaty – 5 tys. dolarów zamiast 3,5 tys. W każdym przypadku „agencje ubezpieczeniowe”, w których deponowane są pieniądze, przekazują je przemytnikom dopiero wtedy, kiedy dostaną potwierdzenie, że migranci dotarli do Niemiec.

Jeśli uważasz, że jestem za drogi, idź do facetów, którzy żądają 3,5 tys. dolarów, i spróbuj szczęścia z nimi – mówi C. – Słyszałem, jakie są problemy z przekroczeniem żelaznego muru [polskiej granicy], z innymi udaje się to tylko jednej osobie na dziesięć – dodaje. – Za to ze mną, jak Bóg pozwala, udaje się 90 proc., bo tylko ja mam przewodników także po polskiej stronie.

Proponujemy dobre oferty pracy dla nas w Bułgarii, Mińsku, na Litwie i w Polsce. Potrzebujemy kierowców z własnymi samochodami. Zainteresowanych prosimy o wiadomość. Oferujemy dobre pieniądze” – to jedno z setek ogłoszeń o pracę zamieszczanych na rosyjskojęzycznych kanałach na Telegramie, z których rekruterzy korzystają, by znaleźć kierowców, którzy mogą zgarnąć migrantów i przewieźć ich do Niemiec. Większość ogłoszeń zawiera informację o wynagrodzeniu – od 2 do 3 tys. dolarów za przejazd.

Rozmowy w samochodzie

By zrozumieć, jak działa rekrutacja, śledczy z BIRN rozmawiali na Telegramie z jednym z mężczyzn zamieszczających ogłoszenie, przedstawiającym się jako Konstantyn. Wyjaśnił, że praca polega na „wożeniu uchodźców”, a kierowca dostaje 600-700 dolarów od osoby. Migranci odbierani są w okolicach Hajnówki i wiezieni na granicę z Niemcami.

Na kanałach na Telegramie są setki nagrań pokazujących ludzi, którym udało się przedostać przez polską granicę, jadących samochodami albo pieszo pokonujących granicę z Niemcami. Kierowcy nagrywają migrantów, którzy podają swoje nazwiska, bo filmy mogą później służyć jako dowód przy pobieraniu płatności od „agencji ubezpieczeniowych”.

Migranci na nagraniach często mówią, jak bardzo są wdzięczni przemytnikowi, jednak są i tacy, którzy są tak zmęczeni albo chorzy, że są w stanie tylko podać swoje nazwisko.

Są nagrania, na których słychać głosy kierowców. Rzadko zdarza się, że przypadkowo uchwycone są ich twarze lub tablice rejestracyjne. Kierowcy mówią czasem po angielsku ze słowiańskim akcentem, ale najczęściej po rosyjsku lub ukraińsku, zdarza się też polski i czeski. Czasem słychać też damskie głosy, bo niektórzy kierowcy najwyraźniej pracują razem ze swoimi partnerkami.

Ton kierowców zwykle jest władczy i opryskliwy. Każą migrantom jak najszybciej wysiąść, pokrzykują, kiedy wysyłają ich pieszo na niemiecką granicę.

Anna Michalska, rzeczniczka polskiej Straży Granicznej, przyznaje, że w ubiegłym roku polskie władze aresztowały 401 osób, a od stycznia do początku czerwca tego roku – kolejne 352. Wszystkich zatrzymano za „organizowanie lub pomoc w organizowaniu nielegalnego przekraczania granicy”. Wśród osób aresztowanych w ubiegłym roku było 174 Ukraińców, 47 Polaków i 37 Gruzinów. W tym roku, jak dotąd, zatrzymano już 171 Ukraińców, 37 Gruzinów i 33 Białorusinów. Większość tych aresztowanych to prawdopodobnie właśnie kierowcy, nie właściwi przemytnicy.

tłum. Marta Urzędowska

Tytuł oryginału:

How Smugglers Bring Migrants into EU Despite Poland’s New Wall on Belarus Border

https://balkaninsight.com/2023/07/19/how-smugglers-bring-migrants-into-eu-despite-polands-new-wall-on-belarus-border