Źródło: https://walbrzych.wyborcza.pl, 13 lipca 2022 r. ( Festiwal Góry Literatury. Prof. Urszula Glensk i członkowie grupy Granica o dramacie uchodźców na granicy polsko-białoruskiej (wyborcza.pl))

Uchodźcy nadal przechodzą polsko-białoruską granicę, tylko teraz to ludzie ze złamaniami, bo próbują przekroczyć postawiony tutaj mur – mówił jeden z członków Grupy Granica podczas Festiwalu Góry Literatury.

Olbrzymie emocje podczas Festiwalu Góry Literatury wzbudziła rozmowa członków Grupy Granica o tym, co się działo i wciąż się dzieje na granicy polsko-białoruskiej. Dyskusję zorganizowano w środę na rynku w Nowej Rudzie.

Grupa Granica to osoby, które połączyła wspólna sprawa: walka w obronie uchodźców, którzy cały czas chcą się dostać do „lepszego” świata, uciekając przed wojną i niesprawiedliwością w ich krajach.

– W Polsce natrafiają tymczasem na mur. Złapanych czeka deportacja na Białoruś. Wielu próbuje granicę przekroczyć wielokrotnie. Są chorzy, zmarznięci, słabi. I nie pomogą im kurtki od Armaniego – mówiła prof. Urszula Glensk, prowadząca rozmowę, nawiązując do powielanych stereotypów o statusie materialnym uchodźców.

– Co mi z tego, że mam na sobie kurtkę Nord Face? Co mi to da? – pytał Roman Kalski, jeden z rozmówców.  – To mnie nie napoi ani nie nakarmi. A ja słyszę: „Ty masz Armaniego, to masz umrzeć”. No nie, po prostu nie!

Uchodźcy na granicy. Znaleźć trupa na polu

Kalski zamieszkał na Podlasiu kilka lat temu. Osiadł na końcu świata, z daleka od ludzi, bo jak mówi: „ludzi nie lubi”. I nagle, gdy na granicy z Białorusią wybuchł „kryzys”, zaczął ludzi ratować.

– Mieszkam ok. 10 km od granicy – mówi. – Oglądaliśmy to, co się działo, długi czas w mediach. Pod koniec września pojawiły się informacje, że znajdowane są pierwsze trupy w lesie. W pewnej chwili dotarło do nas, że musimy zacząć się uważniej rozglądać po okolicy.

I zaczęli – wtedy zobaczyli jakieś porzucone ubrania z napisami białoruskimi, jakieś przedmioty, resztki chleba. – Gdy zobaczyłem wielki bochen chleba koło mojego domu, skojarzyłem to z informacją, która się pojawiła, że strażacy i LPR wyciągali ludzi z bagien. Uświadomiłem sobie, że oni musieli przejść tą drogą koło mojego domu. I powiedziałem sobie: nikt nie będzie umierał w moim kraju – wspomina.

Kalski: – Nie zgadzam się na to, że będę pił ciepłą herbatę, spał w łóżku, a rano wyjdę na pole i znajdę tam trupa. To się właśnie wtedy zaczęło.

Uchodźcy na granicy.  Narracja o zabijaniu

Historia Katarzyny Zabłockiej, drugiej z rozmówczyń Urszuli Glensk, jest nieco inna, choć ostatecznie staje się taka sama. Kobieta zamieszkała na Podlasiu siedem lat temu, bo kupiła tam dom.

Ona wspomina z kolei wielki, nowy autokar w środku lasu z zasłoniętymi oknami.  – Naszym zdaniem właśnie wtedy wywieźli te dzieci z Michałowa – mówi.

O dzieci uchodźców zatrzymane na granicy pytała w październiku 2021 r. cała Polska. Służby informowały, że są bezpieczne na Białorusi, gdzie wróciły. Okazało się, że pozostawiono je na granicy i tam cierpią.

Zabłocka ze swojego okna widzi granicę i widzi, jak ona się zmienia. – Najpierw była tam zupełna ciemność. W nocy nic nie było widać. Później postawili tam takie wielkie reflektory, które powodowały, że było jasno. A teraz stanął tam wielki mur za 2 mld na 200 km. To jest absurd. I ciągle tam przechodzą ludzie, ciągle przebijają się zwierzęta – mówi.

O to, co się stało, wini narrację wprowadzoną przez władzę i powielaną przez media.

– Ludzie na Podlasiu mówią, że mają wszystkie media, i wymieniają: TVP 1, TVP 2, TVP 3 i jeszcze Radio Maryja. Gdyby nie ta narracja, oni otwarliby drzwi i przyjęli tych ludzi. Bo nikt tu nie idzie mordować, zabijać i gwałcić – uważa Zabłocka.

Uchodźcy na granicy. Ujawnili się

Katarzyna i Roman po raz pierwszy podczas Festiwalu Góry Literatury pokazali swoje twarze. Wiedzą, że wystawili się na niebezpieczeństwo.  – Dostaniecie wezwanie na ABW – mówiła Urszula Glensk. – Coś o tym wiem.

Przepraszali też, że nie mogą powiedzieć wszystkiego, bo muszą wrócić na Podlasie i dalej funkcjonować i pomagać.  

Nie mogą np. powiedzieć, co się stało z dwoma chłopakami, braćmi. W nocy znaleźli ich na bagnach. Jeden z nich był nieprzytomny, przemoczony, w hipotermii. Roman zaczął go przebierać w suche ubrania i pod mokrymi wyczuł człowieka wychudzonego tak mocno, że skojarzyło mu się to z obozem koncentracyjnym.

Roman Kalski: – Co z nim zrobiliśmy? Nie powiem wam tego. Powiem może tak: zapomniałem. Marzy mi się, bym nie musiał chodzić już do tego lasu. Ale tak nie będzie. Dopóki władza nie zmieni retoryki.

– A ja marzę, by Kodeks karny był przestrzegany w naszym kraju, a funkcjonariusze mieli świadomość, że są takie artykuły, które mówią o tym, że narażenie kogoś na utratę życia i kalectwo jest karane – mówiła prof. Urszula Glensk.

Ona sama gości w domu 18-latka z Ghany, który stracił dwie stopy. Zatrzymano go 26 stycznia i nie deportowano tylko dlatego, że nie mógł chodzić. Odmroził nogi w lesie i trzeba było amputować mu stopy. Stało się to we wrocławskim szpitalu, gdzie zrobiono wszystko, by zabieg był jak najmniej inwazyjny.

– Te fizyczne rany widzimy teraz. Psychiczne dostrzeżemy za wiele lat – mówi naukowczyni.

Roman Kalski złożył zawiadomienie do prokuratury, w którym oskarża straż graniczną o procedurę push-back. Chce, by winni odpowiedzieli za to, że zamiast korytarzy życia stworzyli korytarze śmierci.

Transmisja wideo z rozmowy dostępna jest na facebookowym profilu Festiwalu Góry Literatury. LINK PONIŻEJ

https://fb.watch/efFXtT_P0J/